Dawno nie piłam, tak upajającej i przywodzącej na myśl tyle miłych skojarzeń herbaty.
Producenci z prowincji Fujian, prześcignęli samych siebie. Czarna herbata Liu Chun to jak wieczorny spacer po kwitnącym sadzie, świeża, słodka, idealna dla miłośników kwiatowych aromatów.
Informacje o herbacie:
- Pochodzenie: Chiny, Fujian, Zhenghe
- Rodzaj herbaty: czarna
- Gatunek herbaty: 留春 Liu Chun (Zatrzymać Wiosnę)
- Odmiana krzewu (kultywar): Jin Mudan
- Cena: 35zł/100g
Liu Chun, jak sama nazwa wskazuje, zbierana jest wiosną, z plantacji położonych w północnej prowincji Fujian, na wysokości 900-1000m n.p.m. Ociera się więc o granicę herbat wysokogórskich (zazwyczaj za wysokogórskie uznawane są herbaty zbierane powyżej 1000m n.p.m.).
Kultywar użyty do produkcji tej herbaty to ceniony Jin Mudan, często stosowany w produkcji oolongów.
Herbata przyszła do mnie w bardzo ładnym opakowaniu, schludnej puszce. Czasem trzeba uważać, żeby ozdobne opakowania nie zamydliły nam oczu. Najbardziej liczy się sama herbata, a nie skuteczny marketing i branding sprzedawcy. Ale w tym wypadku wszystko od puszki do naparu okazało się po prostu extra.
Do wydobycia silniejszych walorów zapachowych producent zaleca użycie wody o wyższej temperaturze (95℃), natomiast, aby napar był bardziej słodki i aby zapobiec wydobyciu gorzkich, cierpkich nut, proponuje użycie niższej temperatury (85-90℃).
Ja parzyłam w gaiwanie 150ml, 90-95℃ i użyłam 5g suszu.
Ta sesja herbaciana, to było coś. Bardzo lubię czarne herbaty z Fujian, ale nie wszystkie są aż tak aromatyczne i na pewno nie tak cierpliwe.
Liu Chun nie jest herbatą pąkowa, do produkcji użyte są młode liście, a w suszu trafiają się również gałązki. Powiedziałabym, że susz ma delikatny zapach owoców liczi. Natomiast, kiedy tylko zalałam liście wodą, całe pomieszczenie wypełniło się kwiatowym zapachem. Silne kwiatowe aromaty utrzymywały się przez cały czas, aż do ostatniego parzenia.
Te kwiatowe nuty silnie czuć też w ustach, jeszcze długo po zakończeniu sesji. Liu Chun zdecydowanie ma coś, co Chińczycy nazywają 水含香 (shuǐ hán xiāng), czyli, kiedy powąchamy napar w filiżance, zapach nie będzie bardzo intensywny, ale kiedy się tego naparu napijemy, to wtedy dopiero poczujemy silny aromat.
Może nie każdego to zachęci, ale po wypiciu tej herbaty, czułam się jakbym zjadła bukiet wiosennych kwiatów. Smak i zapach naparu przywodzą na myśl wieczór spędzony w budzącym się do życia wiosennym sadzie, pełnym słodko pachnących kwiatów śliwy i brzoskwini.
Bardzo poetycki to obrazek, ale czy nie zgodzicie się, że dobra herbata zawiera w sobie szczyptę, albo i dwie poezji?
Oprócz wyraźnych kwiatowych aromatów wyczułam też nutkę skórki pomarańczy i masła. Skojarzyło mi się to wszystko z Bai Hao oolong (Oriental Beauty). Pojawia się odrobina cierpkości, ale ładnie równoważy ona słodkie kwiatowe nuty. Napar ma przyjemną jedwabistą konsystencję i pomarańczowo-żółty kolor.
Szczególnie jak na czarną herbatę, ta była niezwykle cierpliwa. 8, 9 parzeń, myślę, że mogłabym wyciągnąć jeszcze więcej z tych liści. Dodatkowo, przy tej cenie, ta herbata to istny skarb. Spokojnie zapłaciłabym za nią 2-3 razy tyle.
Liu Chun na pewno zagości na stałe w moim herbacianym repertuarze. Czy wśród twoich herbat znajdują się te z prowincji Fujian?